wtorek, 6 września 2016
Niepodawanie nazwiska tłumacza jest niestety na porządku dziennym. Zdarza się to nawet w poważnych publikacjach naukowych. Tyle, przynajmniej tyle, by się autorowi wersji polskiej należało. Trudno o większe lekceważenie pracy tłumacza niż przemilczanie jego imienia. Pomijam już takie wypadki, jak nieuwzględnianie osób, które redagują stare tłumaczenia, dostosowując je pod względem stylistycznym, leksykalnym i ortograficznym do obecnych zwyczajów, choć to wcale niełatwa praca. Ale wydawanie dawnych przekładów bez przywołania tego, który to tłumaczenie sporządził, jest podłe. Rozumiem, że czasem nazwisko tłumacza nie jest znane. Niekiedy tożsamość tłumacza jest trudna do określenia, albo nawet sporna. Zdarzają się oczywiście pomyłki, na przykład kiedy przekład mało znanego translatora zostaje przypisany jakiemuś o wiele sławniejszemu tłumaczowi. To może być nawet przyjemne - ale tylko przez chwilę - dla młodego adepta sztuki translatorskiej, jeżeli jego przekład wydaje się dziełem kogoś bardziej doświadczonego i popularnego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz