piątek, 2 września 2016
Poetom przysługuje sława, niekiedy podobno nieśmiertelna, choć ta wieczność w praktyce trwa od nie więcej niż pięciu tysięcy lat, bo tyle sobie liczy pisana literatura światowa, tłumaczom - niestety - z reguły nie. Tłumacz zawsze pozostaje w cieniu. Mało kto zwraca uwagę na nazwisko tłumacza. Jeśli egzaminator chce podkopać pewność siebie u zdającego studenta, pyta go właśnie o tłumacza. Sam nie zawsze pamiętam nazwiska tłumaczy książek, które przeczytałem, zwłaszcza prozatorskich. A nauczyciele, nawet akademiccy, nie zawsze zwracają na to uwagę. Śpiewamy "Odę do radości Friedricha Schillera" nie zdając sobie sprawy, że jej polski tekst wyszedł spod pióra Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Przy okazji można zauważyć, że z reguły nie znamy też autorów pieśni kościelnych. Kto z nas pamięta o Janie Żabczycu? A przecież przy wigilijnym stole śpiewamy jego kolędę "A wczora z wieczora". Tylko nieliczni tłumacze, jak Julian Tuwim i Stanisław Barańczak są rozpoznawalni. Z drugiej strony, jeśli ktoś chce być sławny, to niech zostanie aktorem, piosenkarzem politykiem, lub zbrodniarzem wojennym, a nie tłumaczem. Trzeba jednak pamiętać, że tłumacz nie jest tylko dostawcą tekstów, ale pośrednikiem, rodzajem swata, który kojarzy pary autor - czytelnik.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz