niedziela, 4 września 2016
Żeby tłumaczyć prozę, trzeba dobrze znać język oryginału i swój własny. Żeby natomiast tłumaczyć poezję, trzeba dodatkowo znać reguły wersyfikacji. W szkole tego nie uczą. Na szczęście poszedłem na studia filologiczne i to slawistyczne, które są stosunkowo tradycyjne, a więc dobre, jeśli chodzi o poznanie podstaw poetyki. Znajomość wersyfikacji zawdzięczam głównie ówczesnej Pani doktor Aleksandrze Borowiec, która z anielską cierpliwością uczyła nas odróżniać jamby od trochejów (czego nie umiał Puszkinowski Eugeniusz Oniegin). Dzięki niej nie tylko nabrałem wprawy w rozpoznawaniu wzorców metrycznych i schematów stroficznych, ale powoli zacząłem się rozkręcać w pisaniu jakichś wprawek, które po latach zaowocowały pewną sprawnością w układaniu polszczyzny w ramy trzynastozgłoskowca albo jambicznego czterostopowca. Co prawda nadal z trudem rymuję skomplikowane strofy, jak sekstyna (ababcc), strofa królewska (ababbcc), oktawa (abababcc) i decyma (ababccdeed), ale z wierszem białym, którego w literaturze angielskiej jest najwięcej, radzę sobie zadowalająco.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz